Kiedyś większość ludzi była bardzo biedna. Ziemniaki krasili dwiema skwarkami raz na .. (nie pamiętam). Dlatego wymyślono święta (traktując rzecz ogólnie). Żeby przynajmniej dwa razy w roku ludzie najedli się do syta. Ludzie (księża ? kościół ?) zrobili z tego tradycję - potraw musi być 12, ta ma być słodka, a tamta kwaśna. Po co ? Po to, żeby było odświętnie, uroczyście, magicznie .... inaczej.
Nigdy nie słyszałam/nie czytałam/nie widziałam, żeby ksiądz (kościół) rozliczał duszyczki z tych tradycji. Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby ksiądz (kościół) zmuszał kogoś do jedzenia.
Wydawało by się dzisiaj oczywiste, że nie musimy się kurczowo trzymać tych tradycji i obżerać się w święta. Większość z nas je mięso kilka razy w tygodniu. Ale my mamy naturę niewolnika - widzimy niewolnictwo wszędzie i zawsze. Zadziwia mnie to, że ludzie wykształceni ciągle z tego powodu cierpią. Czytam:
- Nie obchodzę świąt, nie piekę, nie gotuję, nie lepię. Nie jestem niewolnikiem tradycji, która mi nakazuje zaharowywać się (naprawdę ?) Bo tak narzuca kościół (naprawdę ?) całemu światu (całemu ?), żeby obchodzić narodziny dziecka z nieprawego łoża.
Ile w tym jadu i złości (do nieprawego łoża). Ale nie jest już niewolnikiem, na złość kościołowi nażre się gówna w McDonaldzie.
Jingle bells, jingle bells....